probelm z odpaleniem ZX- quiz

Dodano: 23 lutego 2013 07:08
N dzień dobry 20, 40, 80tyś??? Dawno się tan nie uśmiałem! Ty chyba nie znasz realiów? Tak się składa, że sam dwa razy składałem podanie o dofinansowanie i nie dostałem pieniędzy. Moi znajomi także mieli z tym problem. Jak ci się wydaje, że po szkole każdy na ładną gębę dostaje kasę, to jesteś w błędzie. Kasy jest mało, jestem z Opola i kasy wystarczyło dla 36 osób, a podań było ponad 500. Żeby w ogóle myśleć o złożeniu podania, trzeba ciężko się napracować, przedstawiając dokładny i bardzo realny biznes plan i zagwarantować, że masz pieniądze na rozkręcenie biznesu. Te 20 czy 40tyś na własny biznes, to kropla w morzu, zwłaszcza jak myślisz o zakładzie naprawy aut.
Dodano: 23 lutego 2013 08:50
Być może tak jest w twoim mieście. W mojej okolicy praktycznie każdy kto złożył wniosek otrzymał pomoc. Mniejsza, większa ale otrzymał. 22 tys zł to standardowa pomoc, sam otrzymałem taką propozycję od pracownika Urzędy Pracy ale nie miałem pomysłu na działalność więc nie skorzystałem. Niedawno kolega interesował się konkursem na najlepszy biznes plan do wyjęcia było właśnie 40 tys. szanse miało 10 osób. Znam osobiście człowieka który dzięki koneksjom i naturze kombinatora wydarł z Urzędu Pracy coś ponad 80tys zł. W pewnym momencie było tak, że pieniędzy nie otrzymywali tylko ci którzy we wniosku popełnili błędy formalne. Realia znam aż za dobrze i wiem, że jeśli masz pomysł albo chody w Biurze Pracy to z dofinansowaniem większych problemów nie ma. Mam wrażenie, że obecnie ciężej jest załatwić sobie staż, szkolenie czy prace interwencyjne niż założyć działalność. 20tys to faktycznie nie jest dużo i właśnie dlatego te nowo-powstałe zakłady wyglądają tak jak wyglądają. Gość kupi podnośnik i komputer i uważa, że to wystarczy. Pamiętam kiedyś był taki projekt unijny, ze każdy rolnik mógł uzyskać dofinansowanie od założenia firmy. Warunkiem było aby firma nie była bezpośrednio związana z rolnictwem, oraz odbycie kilku miesięcznego szkolenia w zakresie działalności którą miał taki człowiek prowadzić. I to był jakiś sposób na to aby wymusić na ludziach, żeby zaczęli się uczyć jeszcze przed założeniem firmy a nie po fakcie.
Dodano: 24 lutego 2013 18:38
Ludzie ale o co chodzi ? Rynek sam zweryfikuje kto jest dobrym a kto złym mechanikiem. Na elektryce faktycznie trzeba się znać i tu raczej nic wiedzy nie zastąpi. Uszkodzenia mechaniczne trochę łatwiej jest diagnozować i naprawiać bo wiadomo, jedna część musi poruszać inną i sama też przez coś jest poruszana. Prądu nie widać więc jest trochę gorzej ale bez przesady. Koledzy Kazik i Sting jak idziecie do lekarza ze sraczką, to oczekujecie, że on sraczkę będzie leczył. Jeśli lekarz zaczyna mówić, że proces leczenia sraczki on rozpocząłby od trepanacji czaszki i usunięciu jakiejś, bliżej nie określonej części mózgu, potem szybki przeszczep, nerek, wątroby i płuco-serca. Następnie zarażeniem tasiemcem w celu zbicia wagi. Potem już tylko łamanie i składanie nóg, jakieś czary i ewentualnie węgiel leczniczy lub Stoperan ale to dopiero na samym końcu to ucieklibyście czym prędzej oglądając się tylko za siebie czy nie goni Was ze skalpelem. Dlaczego zatem mam pozwalać na takie eksperymenty na swoim samochodzie ? Dlaczego mam tracić czas i pieniądze ? Narażać się na kolejne usterki, które powstaną w wyniku błędnych decyzji mechanika ?
Dodano: 1 marca 2013 21:16
Mam bardo ciekawą historię wpisującą się w klimat tematu. Kolega ma Scenica. Pewnego pięknego dnia przyszedł do garażu i stwierdził, że samochód odmówił posłuszeństwa. Przekręcił kluczyk i nic się nie stało. Po prostu cisza rozrusznik nie kręci, kontrolki nie gasną. Wpadł na pomysł, żeby odpalić samochód "na pych". Tak też zrobił i zadziałało. Pojeździł kilka dni normalnie ale problem wrócił. Zadzwonił do znajomego mechanika, który kazał mu szybko przyjechać bo akurat ma czas bo umówiony klient się nie zjawił. Znowu "na pych" i długa do warsztatu. Kolega zdał dokładną relację co i jak. Mechanik stwierdził- rozrusznik się zwiesza. Do wymiany poszedł rozrusznik. Kilka dni było super. Wiadomo nowy rozrusznik, więc mniejsze opory itp. Po kilku dniach znowu auto nie chciało odpalić. Kolega za telefon i znowu wizyta u mechanika. Ten zrobił rundkę, kilka razy zgasił, odpalił, zgasił itp. Auto zostało w warsztacie na oględziny. Po dwóch dniach dzwoni mechanik, że już naprawione, winny był przekaźnik a do zapłaty jest 120zł. Kilka dni radości i znowu problem. Niestety nie było już górki w pobliżu więc trzeba było skorzystać z pomocy drogowej. Holowanie do warsztatu 250zł. Mechanik akurat nie miał czasu, więc kolega się zdenerwował i zadzwonił do swojego szwagra, żeby przyciągnąć auto do domu. Szwagier przyjechał, Scenica na linką i do chałupy. Już w domu szwagier (zawodowy kierowca) stwierdził, że coś mu nie pasuje w tych naprawach. Wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk i nic. Otworzył maskę, popatrzył. Wsiadł za kierownicę przekręcił kluczyk i bez słowa wysiadł i odjechał. Za 15 minut przyjechał z miernikiem i kluczami. Posprawdzał coś i po chwili podjechał swoim samochodem bliżej. Z bagażnika wyciągnął kable rozruchowe i podpiął do swojego samochodu. Jeden strzał i samochód zapali. Okazało się, że stary akumulator nie trzyma prądu. Rozładowywał się tak bardzo, że nie był w stanie przekręcić rozrusznikiem ale kontrolki świeciły się normalnie. Jak kolega odpali maszynę z pychu to akumulator zdołał się trochę naładować, przez weekend jednak padał. Jak pojechał do mechanika to też z marszu trafiał na podnośnik. Gdyby trochę postał to może "mądry" mechanik zorientował by się, że bateria zdechła a tak blisko tysiąc złotych poszło w p...du.

Powiązane artykuły