Jak odróżnić auto z wysp od europejskich ?

Dodano: 18 lutego 2013 17:40
Dziś człowiek sprzedał mi taka oto historię. Człowiek kupił sobie Opla Vectrę C. W papierach stało jak byk, że sprowadzona z Niemiec (książka serwisowa, faktury za naprawy itp.). Co dziwne auto już w komisie było zarejestrowane i opłacone więc, żaden oficjalny urzędowy dokument do zakupionego samochodu dołączony nie został. Ja przyszedł czas przeglądu okresowego, człowieku udał się na stację diagnostyczną i tu niespodzianka diagnosta nie chciał podbić przeglądu ze względu na reflektory homologowane dla ruchu lewostronnego. I teraz pytanie. Facet który mi to opowiadał, twierdził że każdy Opel po 2000 roku ma w numerze VIN zakodowany kraj w którym został sprzedany. Nigdzie w internecie nie znalazłem informacji na ten tama. Wiecie może o co chodzi ??
Dodano: 18 lutego 2013 17:50
sprawdź sobie na tej stronie http://www.autobaza.pl/
Dodano: 18 lutego 2013 18:12
Nie do końca o to mi chodziło. Według kolesia już w fabryce wiadomo do jakiego kraju dany egzemplarz trafi. Dla mnie sytuacja jest lekko podejrzana. Zawsze mi się wydawało, że fabryka/producent na jakiś tam stan magazynowy i wydziela pojazdy według zapotrzebowania. Z tego co ten człowiek mówił jest tak, że każdy przedstawiciel marki z danego kraju składa zamówienia na konkretną ilość samochodów i auta które schodzą z taśmy są dla niego przygotowane. Nie ma zatem możliwości dowolnego sterowania stanem magazynowym.
Dodano: 18 lutego 2013 19:10
No to dość logiczne, bo nikt nie chce naprodukować auta na pałę, a później nie znaleźć na nie nabywców. Wiadomo, że jakiś zapas jest ale nie wygląda to tak, że magazyny sa nabite i czekają na klientów. Na podstawie zamówień można przewidzieć jak rozwinie sie sprzedaż danego modelu i czy wstrzymać produkcje czy ją zwiększyć.
Dodano: 18 lutego 2013 19:23
bez sensu, to co piszesz, jak auto było sprowadzone z Niemiec i przerejestrowane w Polsce, to dokumenty powinny być, po drugie na jakiej podstawie wnioskujesz, że karaj pochodzenie i pierwszej rejestracji to Niemcy? Na podstawie rachunków za naprawy? Ktos mógł sobie przyjechać do Niemiec tym autem i mieszkać kilka latek, stąd te naprawy. A jak kierownica po lewej stronie, to bez sensu że reflektor na ruch lewostronny? Zaraz sie pewnie dowiem,że przekładka była robiona? Kupy sie to nie trzyma i tyle.
Dodano: 18 lutego 2013 19:34
Jak rozróżnić auto z wysp? Może po kierownicy po prawej stronie :D :D
Dodano: 18 lutego 2013 20:02
[quote=Sting] bez sensu, to co piszesz, jak auto było sprowadzone z Niemiec i przerejestrowane w Polsce, to dokumenty powinny być, po drugie na jakiej podstawie wnioskujesz, że karaj pochodzenie i pierwszej rejestracji to Niemcy? Na podstawie rachunków za naprawy? Ktos mógł sobie przyjechać do Niemiec tym autem i mieszkać kilka latek, stąd te naprawy. A jak kierownica po lewej stronie, to bez sensu że reflektor na ruch lewostronny? Zaraz sie pewnie dowiem,że przekładka była robiona? Kupy sie to nie trzyma i tyle. [/quote] Wydawało mi się, że chyba jasno napisałem o tym, że była to przekładka a jeśli ktoś nie zrozumiał to teraz to piszę. Na temat tego procederu kilka miesięcy temu pisała np. Interia. Zresztą w necie bez trudu można znaleźć historię ludzi którzy nadziali się na takiego naturalizowanego europejczyka. Chodzi o to, że klient do łapy nie dostaje Briefy czy innego dokumentu urzędowego (żebyś się nie czepiał słów chodzi mi o te dokumenty z którymi idziesz do urzędu i które są weryfikowane przez odpowiednie ku temu organy) a jedynie faktury czy książkę serwisową która to mają uwiarygodnić źródło pochodzenia samochodu. Nie wnikam w to czy komis fałszował dokumenty czy tylko sprytny handlarz łyknął furę od Turka który w takie przekładki się bawi. Dykteryjka miała służyć jedynie wprowadzeniu w temat numeru VIN o którym pisałem. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką informacją. Taka wiedza mogłaby być bardzo użyteczna dlatego tak bardzo mnie to zainteresowało.
Dodano: 18 lutego 2013 20:45
Mnie to zawsze zastanawiało jak można strać się z książką serwisową czy fakturami ale nie sprawdzić stanu samochodu. Nawet tak na zdrowy rozum to przecież faktury czy książka to przeszłość a stan faktyczny to teraźniejszość i przyszłość. Można zrobić generalkę i przez 2 dni zajechać samochód nie przestrzegając np. zasad docierania albo urwać pół zawieszenia najeżdżając za szybko na krawężnik. A wracając do meritum to ja nigdy o czymś takim jak zapisywanie w VIN kraju pochodzenia nie słyszałem. VIN to informacje o aucie i to takie informacje które nie mogą się zmienić.
Dodano: 19 lutego 2013 15:22
Jest taka baza danych gdzie po wpisaniu numeru VIN pokazuje ci raport o danych technicznych min miejsce produkcji auta, historii pojazdu i możesz tez sprawdzić czy auto kradzione czy nie. W tym raporcie jako tako nie ma informacji o sprzedaży auta, ale są dane o miejscu produkcji i ilości właścicieli, więc na tej podstawie można dojść do meritum. Z drugiej strony to tez nie rozumiem jak można nie sprawdzić auta, nie zrobić przeglądu, bo przecież każdy normalny mechanik szybko rozpozna że była robiona przekładka bo to widać. Ludzie kupują kota w worku i tak jest.
Dodano: 19 lutego 2013 17:31
Ja wiem z własnego doświadczenia, że ludziska nie sprawdzają stanu auta. Jak sprzedawałem samochód to podstawowe pytanie to ile ma przejechane. Ja zawsze odpowiadam: jakie to ma znaczenie? 3 letnie auto flotowe może mieć 100 tys przebiegu i 10letni samochód z prywatnych rąk też ma 100 tys. Ja flotowego czy taksówki nie wziąłbym za dopłatą. Drugie obowiązkowe pytanie: czy był malowany? Oczywiście, że był. Jak wychodził z fabryki to go pomalowali. A czy był malowany drugi raz to nie wiem bo się nie znam. W polakach tkwią jeszcze takie motoryzacyjne naleciałości rodem z PRLu gdzie rocznik i przebieg to jedyne wyznaczniki ceny. Samochód i tak się psuł więc nie było sensu sprawdzać jego stanu.
Dodano: 19 lutego 2013 19:00
niestety przerażająca większość Polaków woli zaryzykować kupując kota w worku, niż wydać te 200zł na przegląd i spać spokojnie. Jak słyszę historie, że kupione auto okazało się złomem, to śmieć mi się chce. Widziały gały co brały! Każdy ma nadzieję, że im sie uda, tłumacz, że ryzyko sie nie opłaca, pokazuj na przykładach, a i tak głupi naród zrobi swoje.
Dodano: 19 lutego 2013 20:08
Nawet na przykładzie tej historii widać, że wielu ludzi lubi myślenie magiczne i życzeniowe. Wystarczy przed nosem pomachać fakturą z Niemiec czy książką serwisową i nikt już nie sprawdza skąd faktycznie auto przyjechało. Wystarczy, że przebieg skoryguje się do 190 tys km i można bez problemu sprzedać kremowego Passata kombi jako nówkę sztukę. Wracając jednak do tematu to taka szczegółowa rozkmina VINu byłaby nie do przecenienia. O ile pamiętam to amerykańskie auta mają takie proste kodowanie VIN np. pierwsza litera to kolor, A to czerwony itp.

Powiązane artykuły